Forum  " DWA ŚWIATY "
ŻYCIE ODBITE W SZKLANYM EKRANIE
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Bajka

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum " DWA ŚWIATY " Strona Główna -> CHICHY :) - ŚMICHY :)
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gerda




Dołączył: 05 Paź 2006
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tuszyn

PostWysłany: Pią 0:13, 27 Paź 2006    Temat postu: Bajka

Bajka o Czerwonym Kapturku
Czerwony Kapturek szedł leśną drogą do babci. Podśpiewywał sobie ale nie dlatego, że było mu szczególnie wesoło, a raczej dla dodania sobie odwagi - BAŁ SIĘ WILKA! Taki wilk potrafi dobrze dopiec - zwłaszcza na starość - nawet schylić się nie można jak się za młodu zbyt długo przesiadywało na zimnych kamieniach...

Szedł zatem Czerwony Kapturek przez las - słoneczko przypiekało aż trawa na polanie zwijała się z pełnym wyrzutu skwierczeniem. Koszyczek z wiktuałami był cholernie ciężki, więc spod Czerwonego Kapturka gęsto płynęły krople potu, które obcierał batystową chusteczką z kunsztownie wyhaftowanym monogramem. Dostał ją w prezencie - babcia lubiła haftować po imprezach.

Ptaszki bezsensownie ćwierkały nie dostrzegając ciężaru egzystencji. Koniki polne z tętentem ganiały pod trawą za klaczami polnymi - ot, ruja i poróbstwo... Lecz Czerwony Kapturek tego nie widział - a gdyby nawet zobaczył i tak by nie zrozumiał - był za mały - dorośnie, to zrozumie... Muchy... - ale dajmy spokój muchom! Nie mają one żadnego znaczenia dla fabuły rozwijającej się raźnym truchtem i potykającej tu i ówdzie o korzenie, w miarę jak Czerwony Kapturek zbliżał się do polanki, na skraju której stał domek babci. Czerwony Kapturek wstąpił na działo, to jest - przepraszam - na ganek i pociągnął sznur od dzwonka. Rozległo się dyskretne pukanie na które nieco zachrypnięty baryton... babci, odpowiedział "proszę". Czerwony Kapturek nacisnął klamkę i wszedł.

W środku panował półmrok, niemniej jednak Kapturek mógł zauważyć, że spoczywająca w kuszącej pozie na kozetce ....babcia, przygląda mu się badawczo.

- Co ci się stało w głowę, Czerwony Kapturku? - zapytała.
- Potknęłam się o korzeń - objaśnił Kapturek - Dałem czołem w pień... ale babciu, dlaczego masz takie duże oczy?
- Byłam u okulisty i zakropili mi atrophinę - odpowiedziała babcia - czy naprawdę musimy przerabiać tekst w całości?
- Cóż, chyba nie - odparł Czerwony Kapturek - i tak wszyscy znają to już na pamięć. Jesteś więc wilkiem, nieprawdaż?
- Niesamowite Holmesie! Jak na to wpadłeś? - zaironizował wilk
- Elementarne - babcia nie stosuje wody po goleniu - rzekł Czerwony Kapturek
- Chyba powinnaś użyć czasu przeszłego - rzucił od niechcenia wilk

W domku jakby pomroczniało....

- Ty ją naprawdę... tego... - zająknął się Czerwony Kapturek
- Nie... - sprostował z niesmakiem wilk - ja ją zjadłem!

Nastała minuta ciszy.

- I co. Boisz się mnie dziewczynko? - zapytał wreszcie wilk
- Nie bardzo - odpowiedział Czerwony Kapturek - Sądząc zresztą po śladach walki jaką musiałeś stoczyć z babcią, jesteś cienki. Jak barszcz z uszkami.
Rzeczywiście - w pokoju walały się zmiecione niedbale pod ścianę połamane sprzęty, zgruchotane naczynia a nawet dwa kawałki marmuru które wyglądały jak Wenus z Milo.

Wilk poczuł się dotknięty...

- Ja cienki?!- wrzasnął, aż daszek chaty wzleciał nieco w górę - poczekaj chwilę a zaczniesz się bać! To rzekłszy zerwał się z kozetki, natężył nad Czerwonym Kapturkiem i wyciągnął ku niemu swe pazurzaste łapska.
- Powinieneś zrobić sobie manicure - zauważył Kapturek - a poza tym co z ostatnim życzeniem?
- Życzeniem? - Moim życzeniem jest cię pożreć i na pewno nie będzie ono ostatnie - wilk wyraźnie nie wykazał się wystarczająco wysokim poziomem intelektualnym.
- Ostatnim przedśmiertelnym życzeniem - wyjaśnił cierpliwie Kapturek - to znaczy moim życzeniem, bo przypuszczam że ja tego żarcia nie przeżyję.

Wilk przyhamował i zastanowił się.

- No, niech będzie - zezwolił ostatecznie.
- Choć więc ze mną...

Czerwony Kapturek skierował się do drzwi. Wilk szedł za nim przez klomby aż do pniaka drzewa zwalonego przez wichurę na którym babcia lubiła była... ale spuśćmy na to zasłonę niepamięci.
Czerwony Kapturek zatrzymał się przy pieńku i zwrócił do wilka:

- Czy mógłbyś pochylić się nieco i oprzeć głowę o ten kloc?
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - wilk zarechotał basowo jakby udał mu się świetny dowcip, po czym przykląkł dwornie na jedno kolano i spełnił prośbę Kapturka.
Na dodatek przymknął oczy, jakby do drzemki, do której - trzeba przyznać - owe sielskie letnie popołudnie nastrajało w sposób wyjątkowy... Na to Czerwony Kapturek splunął w garście, zatarł ręce i ze zręcznością ekwilibrysty albo prestidigitatora... ale chwileczkę - skąd niby taka mała dziewczynka miałaby znać takie słowa... Zatem z właściwą sobie zręcznością wydobył z koszyczka wielki topór i za jednym ciosem uciął bestii kosmaty łeb.

Ptaszki na chwilę przestały ćwierkać a cały wszechświat zatrzymał swój bieg.
Następnie Czerwony Kapturek zachichotał złowieszczo i fachowym ruchem, dwoma palcami starł juchę z ostrza...

- Głupek - rzucił w stronę resztek wilka - A NIBY DALCZEGO NOSZĘ CZERWONY KAPTUREK??!!


i kogo bać sie teraz w tej bajce wilka czy kapturka? Kim starszyć dzieci ????



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
TUSIA




Dołączył: 28 Paź 2006
Posty: 169
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:30, 05 Gru 2006    Temat postu:

OPOWIEŚĆ ŚW. MIKOŁAJA
PIERNIKAMI PACHNĄCA


Każdego roku w wigilijną noc Bożego Narodzenia, kiedy św. Mikołaj odwiedzi już wszystkie, oczekujące na niego dzieci, zasiada sobie w bujanym fotelu, przy rozpalonym kominku i rozpoczyna przepiękną świąteczną opowieść.
Św. Mikołaj opowiada dzieciom swoją historię:

"Działo się to w pewien grudniowy, mroźny dzień. Śnieg swoją grubą pierzyną okrył już wszystko dookoła. Przebywałem wówczas wśród pasterzy, hen, wysoko w górach, do nieba na wyciągnięcie ręki. Kiedy nad ziemią zapadł już zmierzch, a rodziny pasterskie w swoich domach przygotowywały się, jak co dzień, do wieczerzy, rozległ się nagle z nieba donośny głos:

- "Dzisiaj w Betlejem, dzisiaj w Betlejem wesoła nowina, bo Panna czysta porodziła syna. Czem prędzej się wybierajcie do Betlejem pospieszajcie przywitać Pana!"

Usłyszawszy to niezwykłe wołanie, nie namyślając się długo, wyruszyłem za wskazaniem Bożej latarni, do Betlejem, do małego Jezusa. Zabrałem z sobą to, co miałem najlepszego - cztery wielkie kufry smakowitych pierników. Kiedy pędziłem niebiańskim szlakiem, na ile tylko sił starczało moim siedmiu najwspanialszym reniferom, piernikowy aromat, wiatr zaczął roznosić po całym obsypanym gwiazdami niebie. Poczuli go śpiewający Dzieciątku "Gloria,gloria" aniołowie. Za nic nie mogli oprzeć się ich magicznemu, miodowo-korzennemu zapachowi. Widząc po ich minach, że mają ogromną ochotę skosztować smakołyków, postanowiłem wynagrodzić ich radosne kolędowanie. Poczęstowałem każdego z nich sporą porcją pierników. A miałem ich kilka rodzajów: w czekoladzie i lukrowane, z orzechami i migdałami, przekładane praliną i marcepanem. Z nadzieniem wiśniowym, śliwkowym, jarzębinowym i różanym. O przeróżnych kształtach, kolorach i wielkości. Nie trudno się więc domyślić, że objadaniu się nimi nie było końca.

- Dałeś nam kawałek nieba Mikołaju - rzekli aniołowie.
- Zawieź, a prędko, te niebiańskie łakocie Bożej Rodzinie. Niech radość
wielka pachnie piernikami, a ich smakosze błogosławieni będą!

Jednemu z aniołów tak one bardzo zasmakowały, że postanowił przenieść się z niebiańskich pieleszy na ziemię, do miasta, w którym wypieka się te niezwykłe smakołyki. Zaopiekował się słynącym na całym świecie z piernikowych wypieków Toruniem i jego mieszkańcami. I chociaż przyszło mu zamieszkać w ratuszowej piwnicy, swojej decyzji do dnia dzisiejszego nic a nic nie żałuje.

Czas płynął jednak nieubłaganie. Zanim się spostrzegłem gwiazda betlejemska oddaliła się już na tyle, że straciłem ją z pola widzenia. Prowadziła ona bowiem mędrców spiesznie podążających ze Wschodu: Kacpra, Melchiora i Baltazara. Obawiając się, że zabłądzę w śnieżnej zawiei, zaczarowaną trąbką zawezwałem na pomoc swojego Anioła Stróża. Po krótkiej chwili zjawił się niczym błyskawica i powiedział:

- Nie możesz dalej podążać Mikołaju. Zamieć wielka nastała. Wracaj bezpiecznie do domu. Nie możesz dalej podążać Mikołaju. Zamieć wielka nastała. Wracaj bezpiecznie do domu. Po drodze głoś wszem i wobec radosną nowinę, a i pierników nikomu nie żałuj. Niech w ten czas Bożej miłości słodko wielce wszystkim będzie.

I tak, chcąc nie chcąc, musiałem posłuchać jego rady. Zanim jednak przyszło się nam rozstać zaproponował mi, że zabierze do Betlejem tyle pierników, ile tylko zdoła udźwignąć. A, że do najsłabszych aniołów nie należał, poleciał z dwoma wypełnionymi po same brzegi, wiklinowymi koszami. Ja natomiast wyruszyłem w drogę powrotną.

Przelatując nad starym, świerkowym lasem, gdzie zwierzęta najzwyczajniej ludzkim głosem gadały, rozrzuciłem wszystkie pierniki jakie mi pozostały. Spadły one wprost na otulone śniegiem choinki. Zawisły na każdej z gałązek i wraz z szyszkami stworzyły świąteczne, pachnące żywicą i piernikami, przybranie. Kiedy zobaczyli to pasterze wyczekujący przed swoimi domostwami, na inne znaki tej cudownej nocy, zabrali drzewka do swoich chat. Każdy z nich postawił przystrojoną choinkę pośrodku izby, aby była znakiem tego przedziwnego, grudniowego wydarzenia. I zajadali się kolorowymi frykasami, zachwalając ich wyjątkowy smak: - niebo w gębie, a juści, prawdziwe niebo w gębie!

I tak, od tamtej pory, aż po dzień dzisiejszy, w każdą cichą i świętą noc,
co pokój niesie ludziom wszem, panuje świąteczny obyczaj zawieszania na
choince piernikowych ozdób: aniołków, gwiazdek, szyszek, dzwoneczków
i wielu przeróżnych zwierzątek... Od tamtej pory i ja, tuż przed świętami
Bożego Narodzenia, udaję się każdego roku do magicznego Torunia po najsmaczniejsze pod gwiazdami pierniki.




ŚWIĘTY MIKOŁAJ


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Baba Jaga




Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 497
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 9:30, 19 Mar 2007    Temat postu:

Znalazłam takie ładne bajki z dobrym podtekstem. Przeczytajcie uważnie.

Alkochochlik

Była sobie Rodzina Państwa Puchatych: Tata- Pan Puchaty, Mama- Pani Puchatkowa, Synek- Puszek i Córeczka Pusia. Mieszkali w ciemnym lesie w dużej jaskini. Chcecie wiedzieć kim byli?
Były to cztery duże, wspaniałe bardzo puchate misie, futerko miały brązowe, duże oczy koloru czekolady i uśmiechnięte buzie. Jak to bywa w rodzinie, przeżywali zarówno dobre jak i złe chwile.
Starali się wspólnie pokonywać trudności, a kiedy problemy ich przerastały ,pomagała im Mądra Sowa, mieszkająca w dziupli starego dębu.
Pewnego razu Tata- Pan Puchaty długo nie wracał z pracy.
Pani Puchatkowa z niepokojem wyglądała przez okno.
Obiad wystygł, a misia nie było. Mama z dziećmi postanowiła wyruszyć na poszukiwanie Taty.
Przeszukali cały las, ale nigdzie nie znaleźli Pana Puchatego.
Bardzo się zmartwili. Postanowili udać się po pomoc do Mądrej Sowy.
Sowa pokiwała głową i powiedziała:
-Uhu! Pomogę Wam! Wiem gdzie jest Pan Puchaty!
I zaprowadziła misie do gospody U Lisa Chytrusa.
W gospodzie siedział Pan Puchaty, pijąc alkohol. Misie z przerażeniem zobaczyły ,że nad butelką unosi się coś na kształt ducha, i zapytały:
-Kto ty jesteś?
-Alkochochlik- odpowiedział duch.
-kto pije alkohol, ten już nie może się ode mnie uwolnić i robi to, co mu każę.
Misie przeraziły się. Zrozumiały , dlaczego Pan Puchaty nie wrócił do domu. To Alkochochlik miał nad nim władzę.
Pobiegły do Mądrej Sowy.
-Sowo! Ratuj misia!- krzyknęły.
-Zawładnął nim Alkochochlik!
Sowa nałożyła okulary i powiedziała:
-Sami nie dacie rady. Pomogę wam. Porozmawiam z misiem,
bo tak naprawdę to on sam musi rozprawić się z Alkochochlikiem.
I Sowa odleciała.
Wieczorem Tata wrócił do domu. Wszyscy bardzo się ucieszyli, ale też z niepokojem zastanawiali się co dalej się wydarzy.
Tata Miś powiedział.
-Moi mili! Wstąpiłem do Klubu Zdrowych Misiów. Posłuchałem rady Sowy i byłem już na pierwszym spotkaniu. Były tam też inne misie, a nawet jeż, wilk i wąż. Wszyscy próbują uwolnić się od Alkochochlika. To trudne zadanie. Mam jednak nadzieję, że sobie poradzę. Trzymajcie za mnie kciuki!


Złościuch

Była sobie Rodzina Państwa Puchatych: Tata- Pan Puchaty, Mama- Pani Puchatkowa, Synek- Puszek i Córeczka Pusia. Mieszkali w ciemnym lesie w dużej jaskini. Chcecie wiedzieć kim byli?
Były to cztery duże, wspaniałe bardzo puchate misie, futerko miały brązowe, duże oczy koloru czekolady i uśmiechnięte buzie. Jak to bywa w rodzinie, przeżywali zarówno dobre jak i złe chwile.
Starali się wspólnie pokonywać trudności, a kiedy problemy ich przerastały ,pomagała im Mądra Sowa, mieszkająca w dziupli starego dębu.
Pewnego razu synek- Puszek wstał rano w bardzo złym humorze.
Śniadanie mu nie smakowało, ze złości kopnął nawet swego ukochanego kota. Jego brązowa mordka stała się jeszcze bardziej brązowa.
Mama- Pani Puchatkowa bardzo się zmartwiła.
-Co ci się stało, Puszku?- spytała.
-Mam zły humor-odpowiedział Puszek. Chyba dopadł mnie Złościuch- odparł.
-A gdzie jest ten Złościuch?- spytała ze zdziwieniem Mama, nie widząc w pokoju nikogo prócz Puszka.
Wtem usłyszała głos zza łóżka:
-To ja jestem Złościuch i nie opuszczę tak szybko Puszka!
Złościuch był mały, miał potargane włosy, a jego główne zadanie- to namawiać do robienia złych rzeczy.
Pani Puchatkowi powiedziała:
-Puszku, pójdźmy do Mądrej Sowy, ona na pewno wie, co zrobić z tym Złościuchem.
Misie udały się do Sowy. Sowa wysłuchała, co się wydarzyło, i powiedziała:
-Owszem, jest kilka sposobów na Złościucha. Kiedy jesteś Misiu zdenerwowany, możesz na przykład spokojnie, głęboko oddychać.
To zwykle pomaga.
Można też porozmawiać z kimś o swojej złości. To też przynosi ulgę.
Złościucha można też narysować, a potem podrzeć kartkę.
Niektórzy w chwili złości idą na spacer, albo robią coś, co sprawia im przyjemność. Może sam wymyślisz jeszcze inne sposoby na pokonanie złości?
Po powrocie do domu Miś usiadł i zaczął spokojnie oddychać, trochę głębiej niż zwykle. Wdychał powietrze nosem, a wypuszczał pyszczkiem. Wyobraził sobie, że spaceruje po pięknej łące, w wyobraźni odwiedzał zakątki, które bardzo lubił.
Poczuł się spokojniejszy.
A potem wziął kartkę i kredki i narysował Złościucha.
Na koniec podarł kartkę i wyrzucił do kosza. Był już całkowicie spokojny.
A może Wy wypróbujecie te sposoby? To jest proste!
Jakie znacie jeszcze inne sposoby na pokonanie złości?


Magdalena Sobolewska


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum " DWA ŚWIATY " Strona Główna -> CHICHY :) - ŚMICHY :) Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin